Chociaż Zbrodnia Zgierska miała charakter jawny i propagandowy, Niemcy nie zdecydowali się na wydanie ciał zmarłych rodzinom. O tym, że to właśnie odległy o 6 km od Placu Stodół Las Lućmierski stał się miejscem ukrycia zwłok ofiar Zbrodni Zgierskiej można się było domyślać na podstawie relacji świadków egzekucji, którzy widzieli ciężarówki załadowane ciałami ofiar, oddalające się w kierunku Ozorkowa. Decydujące okazały się jednak relacje więźniów z Radogoszcza i ul. Sterlinga w Łodzi, którzy w kilka dni później mieli dowiedzieć się od obsługi więzień, że ich towarzysze zostali pochowani w Lesie Lućmierskim.

Wybór tego lasu nie był przypadkowy – to tu hitlerowcy dokonywali masowych rozstrzeliwań inteligencji z regionu łódzkiego od jesieni 1939 r. do wiosny 1940 r. Do wykopania jamy grobowej oraz późniejszego zasypania zwłok naziści posłużyli się grupą więźniów z Radogoszcza. Z relacji dwóch z nich – Adama Bandela i Stanisława Bajerskiego – wynika, że w Lesie Lućmierskim hitlerowcy zaczęli przygotowywać dół na mogiłę już 18 lub 19 marca 1942 r.

Na jednej z propagandowych ulotek brytyjskich, skierowanych do Niemców, przedstawiony jest moment zakopywania ciał ofiar egzekucji zgierskiej. Nie przesądzając kwestii czy fotografia jest autentyczna, warto zwrócić uwagę, że widoczny jest na niej teren leśny oraz śnieg. O tym, że 20 marca 1942 r. leżał jeszcze śnieg, wspominają świadkowie egzekucji w Zgierzu.

Wraz ze zbliżaniem się nieuchronnej klęski III Rzeszy Niemieckiej, naziści zintensyfikowali działania mające na celu zatarcie dowodów zbrodni popełnionych na terenie okupowanych ziem polskich. Demontowano i zrównywano z ziemią obozy zagłady oraz wydobywano ciała ofiar masowych egzekucji, które następnie spalano w doraźnie stawianych krematoriach polowych. Akcja niszczenia śladów zbrodni miała miejsce także w Lesie Lućmierskim. Dotyczyła przede wszystkim mogił ofiar masowych egzekucji popełnionych tu na polskiej inteligencji w latach 1939-1940, ale dotknęła także pierwotnego miejsca pochówku stu Polaków rozstrzelanych w Zgierzu. Przeprowadzono ją w 1944 r.

Niemcy […] już od kwietnia 1944 r. do końca października tegoż roku rozkopywali mogiły i palili trupy. […] W okresie zakopywania zwłok były zawieszone plandeki wzdłuż wewnętrznej leśnej drogi na wysokości dwóch i pół metra i długości około pięćset metrów. Chodziło o to, aby na dalszej przestrzeni, choćby z przejeżdżającego tramwaju, nikt nie mógł zauważyć, co się dzieje na polanie.

Fragment książki Stanisława Rapalskiego Okupacja na Ziemi Łódzkiej

Po zakończeniu działań wojennych, zapewne wiosną lub latem 1945 r. przeprowadzono w Lesie Lućmierskim prace, których celem było odkrycie mogił ofiar masowych egzekucji przedstawicieli polskiej inteligencji z lat 1939-1940 oraz Zbrodni Zgierskiej. Zniszczenia grobów dokonane przez Niemców w 1944 r. spowodowały, że w toku prac ekshumacyjnych odkrywano jedynie pojedyncze szczątki ciał, niepozwalające na identyfikację ofiar.

 W latach 1945-1950 pełniłem obowiązki I-szego Zastępcy Prokuratora Okręgowego w m. Łodzi. Z tego też tytułu, podejmowałem z własnej inicjatywy, liczne czynności śledcze dot. masowych zbrodni hitlerowskich popełnionych przez Niemców w okresie okupacji hitlerowskiej na terenie województwa łódzkiego. M.in. prowadziłem śledztwo w sprawie (a raczej dochodzeniu) rozstrzelania w Zgierzu w dniu 20 marca 1942 roku stu polskich zakładników. […] W toku dochodzenia, przeprowadzona została także pod moim nadzorem i kierownictwem ekshumacja rozstrzelanych w Zgierzu ofiar, których zwłoki znajdowały się w Lesie Lućmierskim. Pamiętam, że zwłoki złożone były w jednej dużej mogile (wszystkie 100) i znajdowały się w odległości ok. 100–150 metrów od szosy głównej wiodącej ze Zgierza do Ozorkowa, po lewej stronie tej szosy w kierunku na Grotniki.

Oględziny zarówno mogiły i ekshumowanych szczątek zwłok wskazywały na to, że zwłoki były już po ich zakopaniu, ponownie przekopane i pochowane, z tym że wszystko wskazywało na to, że zwłoki usiłowano spalić. Oględzin tych dokonałem przy udziale biegłych lekarzy sądowych. O próbie spalenia zwłok – jak pamiętam świadczyło to, że zwłoki były złożone w dużym nieładzie i przemieszane były ze zwęglonymi szczątkami drewna. Nie istniała absolutnie żadna możliwość zidentyfikowania ekshumowanych zwłok, stąd też nikt ze zgromadzonych podczas ekshumacji osób nie rozpoznał nikogo ze swych najbliższych. […] Czy w toku ekshumacji znaleziono jakieś dowody rzeczowe identyfikujące ofiary, nie pamiętam. Być może były takowe, ale wydaje mi się, że były to tylko zdjęcia […].

Fragment zeznania prok. Eugeniusza Orlikowskiego z 17 listopada 1981 r.